czwartek, 2 kwietnia 2020

Historia badań siecioholizmu.

W dzisiejszym wpisie chciałem poruszyć zagadnienie uzależnienia od strony naukowej. Nie jest to takie oczywiste jak myślałem. Naukowcy wciąż spierają się nad charakterystyką i kryteriami uzależnienia. Część z nich zauważa, że internet i dostęp do niego jest tak zmienny, że bardzo ciężko jest scalić problem w jedną całość. Spójrzmy chociażby na nałóg pornografii. Można znaleźć ją w czasopismach czy w telewizji. Owszem, w sieci mamy nieustanny dostęp do nowych treści, więc bodźce są silniejsze, ale to nadal nałóg od pornografii, a nie od pornografii w internecie. Z analogicznych założeń powstał termin FOMO (z ang. „fear of missing out”), o którym będziecie mogli przeczytać niżej. Ale najpierw trochę historii. 

„Siecioholizm” był tematem wielu badań pod koniec XX w. Mnie nie było jeszcze na świecie :)  Już w 1995! roku Ivan Goldberg stworzył grupę wsparcia, gdy zwrócili się do niego o pomoc znajomi, borykający się z nadmiernym spędzaniem czasu w internecie. Z początku bagatelizując problem, szybko zmienił zdanie i zajął się nim na poważnie. Według jego „definicji”:


Uzależnienie od internetu (IAD) przejawia się jako nieadekwatny model wykorzystania sieci, który powoduje znaczne osłabienie lub przygnębienie i objawia się przynajmniej trzema opisanymi symptomami w ciągu 12 miesięcy:



                 Tolerancja rozumiana jako:
       uzyskanie tego samego stopnia zadowolenia wymaga coraz dłuższego korzystania z internetu
       wyraźny, stopniowy spadek satysfakcji osiąganej podczas przebywania w sieci przez taką samą ilość czasu

                 Objawy odstawienia:
       ograniczenie korzystania z internetu jest dla danej osoby ciężkim i trwałym przeżyciem
       charakterystyczne symptomy odstawienia:
       pobudzenie psychoruchowe
       niepokój lub stany lękowe
       obsesyjne myślenie o tym, co się dzieje w sieci
       fantazje i marzenia senne dot. internetu
       celowe lub mimowolne poruszanie palcami w sposób charakterystyczny dla pisania na klawiaturze



Rok później podobną tematyką zajęła się Kimberly Young i to właśnie ona uznawana jest za prekursorkę badań nad uzależnieniami komputerowymi oraz duży autorytet w tej dziedzinie. Potraktowała ten nałóg podobnie do uzależnienia od hazardu, przeprowadziła badania na grupie 496 respondentów, które pozwoliły wyodrębnić typy uzależnienia komputerowego:



       erotomanię internetową – przebywanie w sieci w celu znajdowania treści erotycznych bądź pornograficznych;
       socjomanię internetową – nałogowa potrzeba kontaktów społecznych poprzez Internet;
       przeciążenie informacyjne – nieprzemożna potrzeba pobierania informacji;
       uzależnienie od komputera;
       uzależnienie od sieci internetowej;

Badania K. Young pozwoliły wyodrębnić także grupę osób zagrożonych, którymi okazali się być bezrobotni mężczyźni oraz kobiety w średnim wieku, które prowadzą swoje gospodarstwo domowe.

25 lat temu, gdy Telekomunikacja Polska uruchomiła numer 0-20-21-22, czyli połączenie do internetu za pomocą modemu i linii telefonicznej, a raptem 15% populacji USA miało dostęp do internetu, amerykańscy psychiatrzy już opisali uzależnienie komputerowe i podzielili je na kategorie. Nie chodzi mi o porównywanie Stanów Zjednoczonych z naszym krajem, przyczyny przepaści są wszystkim znane. Szokują mnie wnioski, jakie wysunęli uczeni przy ówczesnym poziomie technologii i dostępu do sieci. W dzisiejszym, w pełni zinformatyzowanym świecie, mają pewnie pełne ręce roboty.




Mam pewne spostrzeżenie, do przemyślenia przez Was. Pewnie niejednokrotnie zaobserwowaliście tzw. ludzi-zombie, czy to wpadających na Was na ulicy, czy wchodzących wprost pod koła samochodów, wszyscy wpatrzeni w ekrany smartfona. Problem jest i rośnie na naszych oczach. Tymczasem, co mocno mnie zszokowało, jedynym oficjalnie uznanym schorzeniem jest uzależnienie od gier wideo, wpisane przez WHO w 2018 r. do ICD-11 (Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych). Jak tłumaczy część ekspertów, tylko gry wideo są bezpośrednio skorelowane z urządzeniami komputerowymi i internetem. Resztę "używek", czyli pornografię, informację można zażywać z innego źródła. Spójrzmy na to z innej strony. Jak mówi przysłowie, kto ma media ten ma władzę. Kto ma media, może kontrolować informacje. Czy tym nad nami po prostu nie opłaca się ogłaszać uzależnienia jako schorzenia? W końcu łatwiej się steruje stadem baranów.


Tym refleksyjnym akcentem zakończę dzisiejszy wpis. Poniżej znajdziecie linki do artykułów naukowych, z których czerpałem. Możecie tam znaleźć więcej informacji nt. pierwszych badań nad uzależnieniem i różnych narzędzi diagnostycznych. Kolejny wpis będzie o diecie :) Ale nie tej żywieniowej, tylko diecie niskoinformacyjnej. Myślę, że temat bardzo na czasie. Jeżeli przeraża Cię lub dosyć masz ciągłego klepania o koronawirusie, ten wpis jest dla Ciebie.



Źródła:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz